niedziela, 11 stycznia 2015

Dzień po pierwszej nocy

Dźwięk kroków powoli wybrzmiewał na korytarzu. Łagodne echo rozchodziło się po długim i brzydkim pomieszczeniu.
Młoda dziewczyna, odziana w odcienie szarości i błękitu powoli szła po pustym korytarzu. Godzina 7.30 była jej ulubiona porą w tym zapyziałym budynku. Cisza i pustka idealnie współgrając ze sobą, sprawiały że ów budynek wyglądał niczym zapuszczony, opuszczony stary szpital psychiatryczny. Odrapane ściany, grafitii, kraty w oknach, wszystko o tej porze współgrało z delikatnym zimnym światłem tworząc smętne krajobrazy, niczym pejzaże wariata. Jedynie świetlówki oświetlające brzydkie żółte ściany, przerywały ciszę elektrycznym pomrukiem.
Pomimo wysokiej inteligencji, i umysłowi, który wiecznie głodny był wiedzy, nie lubiła szkoły. Uwielbiała analizować sytuację, uczyć się, poznawać nowych ludzi, dowiadywać nowych interesujących rzeczy, ale nie tu. Szare masy niedoedukowanego motłochu przelewały się po korytarzach. Nauczyciele po podstawowych studiach, na ciepłej posadce nie byli wymarzonymi autorytetami w dziedzinie wiedzy.
Kobiety o tipsach w najróżniejszych odcieniach wyróżniały się na tle ich szarych osobowości i zmęczonych życiem twarzy. Łysiejący mężczyźni, który stracili nadzieję, poruszali się po korytarzach, niczym duchy, wystając ponad ta szarą masę jedynie wzrostem. Każdy był swoim własnym władcą i dyktatorem, gdy tylko zabrzmiał dzwonek i zapełniały się klasy. Na czele z niewielkim dyrektorem, który niczym monarcha absolutny wzbudzał strach w samym sobie, mógł decydować ,o zgrozo, tak naprawdę jednie o losach nauczycieli. Niczym Napoleon z wąsem i odstającą ręką maszerował po korytarzu aby olśnić uczniów swoim majestatem.
Nikt nie traktował go na poważnie. Grupa szkolnych bandziorów miała większe możliwości decyzyjne niż on. Pomimo tego Dyrektor imponował Alice jednym. Tym z jaką dostojnością przetrzymywał szykanowania ze strony uczniów. Nie garbił się ani nie chował, gdy nawet pierwszoklasiści wołali za nim „Hitlerek!, Hitlerek!”. Nie miała mu za złe długich przemówień, i słoiczka z tabletkami uspokajającymi. Choć uważała, ze powinien brać ich więcej.

Dzień szkolny był dla Alice ciężarem, który co dzień, ciągnęła za sobą wstając rano. Zajęcia były nudne, ale na szczęście krótkie, przerwy zatłoczone, ale jeszcze krótsze. Nic nie było jej wstanie zepsuć humoru gdy po zakończonych zajęciach opuszczała mury tego wariatkowa. Pełnego rozwydrzonych tlenionych licealistek uciekających na papierosa poza bramę szkoły, interesujących się głównie facetami i ciuchami, a tak naprawdę kasą. Chłopaków którzy interesowali się wyłącznie tym co, gdzie i komu można wsadzić. Np. temu nerdowi w okularach z pierwszej a pięść w twarz. I innych, przekonanych o swojej wyższości, a jeszcze równiejszych z pozostałymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz