środa, 7 stycznia 2015

Pierwsza noc

Rzekomej nocy, Alice śniła o wielkiej wyspie. Była częścią wszystkiego, i niczego. Wraz z wiatrem unosiła się oglądając magiczny świat niczym w zaczarowanej kuli. Wszystko co ją otaczało było skrzętnie otulone przez mgłę. Choć z kształtów i barw dało się dostrzec pojedyncze ciekawe obrazy.
Widziała polany, i pola, i chłopów pracujących przy zachodzącym słońcu, skrzące się złotym blaskiem kłosy uginały się pod własnym ciężarem. Ciut dalej na pobliskim pagórku na kościstej szkapie zasiadał mężny rycerz, któremu spod przyłbicy wystawały srebrzysto siwe kłaki, i powoli, spacerkiem emeryta wybierał się do zamku, na coroczne zawody.
Zamek, w marmurach, z królem w purpurowej szacie ugaszczał bal, na którym zamaskowana arystokracja knuła kolejny spisek. Piękne damy bujały się przy dźwiękach fletów i harf na których grały długie i chude istoty.
Wielkie drewniane drzwi, prowadziły do sali, w której zasiadały dziwne i kolorowe kreatury. Za kamiennym oknem rozpościerała się stara puszcza, bezkres zieleni, w pewnym miejscu graniczył z wielką błękitna kałużą drobnym złotym pasem.
Otchłań oceanu ukazała Alice kilka ciemno zielonych perłowych ogonów bezkarnie pluszczących się przy skałach wystających z oceanu. Gęste wilgotne włosy ukrywały skrzelo podobne uszy, które odkryła nadchodząca fala, gdy te uciekały w popłochu. Za oceanem były skały, ziemia szara i jałowa, nie okazywała zbytnich oznak życia, poza kilkoma niewielkimi pasmami lasów.
Pamięta że widziała górę, której szczytowa jaskinia wyglądała niczym złowieszcze oko, z jej kącika spływały wartkim strumykiem po skalistym zboczu, niby łzy skrząc się światłem tysiąca barw, i mozolnie staczały się ku jej podnóżom.
Dalej, wśród skał były małe wioski ludzi przypominających cienie, snujących się w płaczliwych pojękiwaniach po ruinach starego miasta.
Na tle błękitnego nieba, wśród dymu przeleciał nad nią smok, powiew powietrza oraz hałas wyrwał Alice ze snu.
Otworzyła oczy. W kącie pokoju, niedomknięte okno kolejny raz trzasnęło. Alice podniosła się, i na palcach po zimnej podłodze, klnąc pod nosem, poszła je zamknąć. Na atramentowym niebie, w towarzystwie kilku gwiazd księżyc ukazywał swe lico w pełni.
- Następnym razem nie jem zaraz przed snem. Nie ma takiej opcji…


Ale to nie wieczorne podjadanie było wynikiem tego, proroczego, snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz