Trzeciej nocy znalazłam się przed małą drewniana
chatką. Ściany były skrzętnie obłożone słomą, a wszystko wyglądało a bardzo
stare, bo nawet na dachu zagościł mech. Stara konstrukcja zapadała się pod
własnym ciężarem, choć pomimo tego cała budowla wyglądała na dość stabilną.
Drzwi były lekko uchylone, jakby to miejsce czekało na kogoś.
Nie bała się, we śnie wiedziała, ze może wszystko, że
cokolwiek by ją nie spotkało, będzie miłą odskocznią do tego co przeżywała na
co dzień.
Izdebka była mała. W jednym rogu był kamienny kominek,
w którym kilka gałęzi z utęsknieniem oczekiwało ognia. Wśród nich zauważyła
pękniętą na pół skorupkę, ale nie zwróciła na nią większej uwagi, choć powinna.
Nad paleniskiem, osmolony kociołek, który jak na swój wiek, był niezwykle
czysty. Naprzeciwko znajdywał się dębowy
wiekowy stół wraz z ławą, które pomimo upływającego czasu, były bardzo zadbane.
Przez małe okienko wpadało ciut światła, ukazując oczom Alice, również regał
zapełniony książkami i zwojami oraz stary kufer. Tuż koło sosnowego kredensu i
kilku półek była drabina, która prowadziła na małe choć przytulne poddasze.
W powietrzu nie dało się odczuć stęchlizny, nie, był
to całkiem przyjemny i znany jej zapach. Zamknęła oczy, znała tą woń,
przyprawiany nutką cynamonu, pachnący ciepłym ciastem, tak pachniała tylko
babcina szarlotka. To zadziwiające, że jeszcze pamiętała ten zapach, w końcu
gdy ostatni raz do czuła, miała może z 5 czy 6 lat.
Na drewnianym stole, oprócz kilku desek i noży,
znajdowała się zakurzona kartka, wyglądająca jak list. Przeczytała kilka
pierwszych linijek, babciny głos rozbrzmiał w jej głowie.
-To niemożliwe
A jednak.
Droga Alice
Nie bez
powodu wielokrotnie śniłaś o tajemniczej krainie, pełnej niestworzonych istot,
miejsc i historii. Kraina w której jesteś istnieje od stuleci, i to dzięki
rodowi czarownic oraz tak zwanych ‘żyjących we śnie’ nadal istnieje.
Chciałabym Ci
tyle opowiedzieć, to jak bardzo żałuję, ze nie mogłam zobaczyć jak z dziecka
przemieliłaś się w młodą kobietę. Jednak to nie było nam dane. Czasem trzeba
poświęcić pewne rzeczy kosztem innych, ale dowiesz się o tym w swoim czasie.
Chatka w
której się znajdujesz, była kiedyś moja, w zakamarkach tego magicznego miejsca
odnajdziesz kilka przydatnych rzeczy, które ułatwią Ci odnalezienie się w tym
świecie, który, nie daj się zwieść pozorom, nie jest taki jaki się wydaje.
Zbaczaj na niebezpieczeństwa, bo śmierć, zawsze jest prawdziwa. Pamiętaj
również, że to Ty zostałaś wybranką tego świata, i Twój wpływ na niego, jest
znacznie większy niż Ci się wydaje. Zostałaś pobłogosławiona błogim snem, w
którym, dla Ciebie wszystko jest możliwe.
W kufrze znajdziesz kilka potrzebnych rzeczy.
Kochająca
Babcia
PS.
Powodzenia
*-Ale co to wszystko ma znaczyć – myśli przemykały
przez jej głowę w zatłaczającym tempie.
Usiadła i zaczęła nad tym myśleć. Oprała głowę na
ramionach, które już jakiś czas temu spoczęły na stole.
-Ach gdybym tylko miała choć kawałek szarlotki babci,
wtedy na pewno wszystko przyszłoby mi prościej… No nic, pora sprawdzić co jest
w skrzyni
Gdy podniosła głowę tuż przed jej nosem zauważyła
szarlotkę. Dokładnie taką jaką przed laty przygotowywała jej babcia.
*-Zauważyłabym, gdyby tu była wcześniej – pomyślała.
Rozejrzała się, ale wokół wszystko inne pozostało niezmienione.
- Przydałaby się jeszcze jakaś łyżeczka – powiedziała,
po czym spojrzała na swoją dłoń, w której lśniła mała posrebrzana i okrąglutka
łyżeczka. Wzruszyła ramionami i wzięła do ust solidny kawałek. Smak jabłek
współgrał z nutką cynamonu i odrobiną chilii. Była idealna. Ale ciekawość nie
dawała jej usiedzieć w miejscu. Napakowała do ust, tyle ile dała radę i
podeszła do skrzyni
*ciekawe co tam babcia schowała.
Odbezpieczyła zapadnię i podniosła wieko. Było
ciężkie, zdobione metalowymi wariacjami w kształtach kwiatów i wariacjach
dotyczących żywiołów. Wsadziła rękę i wyjęła bogato zdobiona księgę opatrzoną
dość zagadkowa nazwą. Spod niej wystawała prosta żelazna rękojeść, z ostrzem,
na którym czas stępił sobie nie jeden ząb. Pośród jeszcze kilku szpargałów, w
tym kilku różnokolorowych fiolek, i małej srebrnej spinki przypominającej
diadem, znalazła pelerynę, długą, ciemnozieloną z kapturem.
* Fiolki, kociołek, jakąś księga. No, to wygląda na
to, że jestem czarownicą…
Wtem, poczuła
na plecach czyjś wzrok, kątem oka zauważyła dwoje złotych oczu które bacznie
jej się przyglądały. Złapała za rękojeść miecza, który wydał się jej niezwykle
lekki, i powoli obróciła głowę.
Przez uchylone drzwi, do środka wystawała mała czarna
głowa z dużymi żółtymi oczami. Alice równie powoli co ostrożnie podniosła się,
chowając ostrze za drobną sylwetką.
Przez szparę, którą do małej izdebki wpadało światło,
przemknęła się malutka i smukła czworonożna sylwetka z ogonkiem. Bezszelestnie
stawiała łapki, krok za krokiem, bezustannie patrząc się Alice w nieskończoność
jej oczu, próbując dojrzeć duszy. Kiedy to małe coś zbliżyło się dostatecznie
blisko, rozpoczęło skrzętne obwąchiwanie nowo przybyłej. Poczynając od
delikatnego z dala, kończąc na tuż przy skórze, nie poruszając wielkimi oczkami
ani na milimetr. Alice znieruchomiała, od chwili gdy pierwsza łapka postaneła
na desce podłogi chatki, zamarła w bezruchu, czekając, na pierwszy ruch tej
zadziwiającej istoty.
Małe
puchate stworzonko, skończyło obwąchiwać Alice, odsunęło się na kilka kroków w
tył, i usiadło. Figurka przypominała słodkiego kotka, ale nie można było się
dać zwieść pozorom. Ta śmiercionośna bestia była wówczas młodocianym smokiem.
Smoki Gatunku Stilah były wielkimi spokojnymi istotami, które lubiły gromadzić
i spać. Opis ten dotyczy oczywiście osobników dorosłych. Jednostki młode oraz
młodociane, przez swoją jeszcze delikatną formę mogą przybierać różne kształty.
Ta niezwykła cecha sprawiła, że ludzie nie potrafili ich rozpoznać, i
przeżywalność wśród młodych była zdecydowanie większa. Małe uwielbiały ganiać,
bawić się, poznawać ale nader wszystko, Smoki ceniły sobie przyjaźnie.
Nie łatwo
było wybrać delikwentowi właściwego przyjaciela. Musiała być to osoba zaufana,
taka która nie przyniesie do Twojej pieczary śmierci, osoba inteligentna i
świadoma. Wśród ludzi jedynie nieliczni doświadczyli spotkania z tymże
gatunkiem, większość kończyła się na tym, iż grupa wieśniaków z pochodniami,
widłami i pianą na ustach, w radosnym okrzyku „To wiedźma! Spalić ją!” szukała psa, gdy dany smok już dawno był
ptakiem.
Alice nie
była świadoma tego co przed nią właśnie usiadło. Wyglądało na małe, i
niegroźne, choć obawiała się nachylić nad stworzeniem, które widzi pierwszy
raz. Małe stworzonko przed nią głośno westchnęło. Malutkie żeberka uniosły się
i opadły, aż z mokrego małego noska uszło ciut pary. I nie było to typowe
westchnięcie z tęsknoty, czy smutku. Ale typowe, krótkie odetchnięcie, na
świadomość zderzenia się z niekomfortową dla siebie sytuacją.
Młoda
czarownica w geście zdziwienia przekrzywiła głowę, co papugowało stworzonko,
które aktualnie miało postać kota. Przekrzywiła w druga stronę, zwierzątko
próbując powtórzyć tak się przechyliło, że upadło. Alice zaśmiała się i usiadła
naprzeciwko. Wyglądało jakby kotek tylko na to czekał. Zerwał się na równe
łapki, i biegnąc w jej kierunku mało się nie potknął o własne łapki. Już po
chwili raźnie udeptywał nogi Alice łasząc się i ocierając, a w całej chatce
rozległo się głośne mruczenie.
-Cóż, mój mały przyjacielu, wygląda na to, że nie
jesteś taki dziki jak myślałam.
Kotek
podszedł do księgi która leżała tuż obok skrzyni, i łapką próbował podważyć
okładkę. Alice zauważając to, otworzyła księgę, i zaczęła ją kartkować, dopóki
kotek nie położył łapy tak, iż przewrócenie kolejnej strony było niemożliwe.
Napis na górze strony widział: Smoki Stilah. Spojrzała na ryciny i przeczytała
na szybko treść.
-Czyli jesteś smokiem. Ale czemu wyglądasz jak kotek?
Smoczek położył łapkę na jej dłoni. Wtem jego pyszczek
zaczął się wydłużać, a na ogonie widoczne było ostre zakończenie.
-łaaaał…
Małe stworzonko tylko na to czekało. Dumnie
wyprostowując pierś, rozłożyło skrzydełka, i zrobiło obrót wokół własnej osi.
Następnie wysoko podnosząc łapki podeszło do kominka i kaszlnęło czymś co
przypomniało żar.
-Mam przeczucie, ze się zaprzyjaźnimy. Ja jestem
Alice. A Ciebie może nazwiemy Mirone?
Mirone radośnie zamerdał ogonkiem.
-To może pójdziemy się przejść. Pokażesz mi okolice?
Małe zwierzątko radośnie poprzebierało łapkami, i z
wysoko uniesionym pyszczkiem wyszło przed domek. Lecz już po krótkiej chwili
jego oczka rozszerzyły się, i mały Mirone węszył z wysoko uniesionym noskiem i
ogonkiem.
Obraz zaczął się Alice rozmywać, wiedziała ze powoli
pora na to, by się obudziła.
- Może jutro?
Zwierzątko raźnie przytaknęło i ułożyło się do snu na
jej kolanach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz